chips chips
620
BLOG

Geneza kwietnia 2010 część druga

chips chips Polityka Obserwuj notkę 0

 Słowo, a raczej skrót NATO– urosło w swym potocznym znaczeniu do symbolu czegoś, co w swoim założeniu kojarzyć się powinno przynajmniej nam – Polakom, z synonimem bezpieczeństwa militarnego.

 

Tymczasem – nic bardziej mylnego, albowiem na przestrzeni od ostatnich lat 20 wieku aż do dzisiaj – jego funkcje uległy totalnemu rozmydleniu, a stało się to głównie za sprawą politycznych ustaleń niemieckiego Bundestagu. WPBiO (Wspólna Polityka Bezpieczeństwa i Obrony powołana została do życia na mocy traktatu z Maastricht, w którym to dokumencie zawarto ustalenia, że obrona terytorium UE prowadzona będzie przez Unię Zachodnio Europejską. 19 czerwca 1992 r. Rada Ministerialna UZE zadecydowała o utworzeniu europejskich sił zbrojnych o nazwie Forces Answerable to WEU (FAWEU), które miały służyć wspólnej obronie w razie zaistnienia potrzeby oraz prowadzeniu misji petersberskich. Skład sił został ustalony 19 maja 1993 r. w Rzymie i zatwierdzony 22 listopada 1993 r. przez UZE. Wojska te składały się z ponad 2000 jednostek i mogły być używane także przez NATO. W 1996 r. Niemcy zaproponowały włączenie UZE do UE, a w 1999 r. podczas przewodnictwa obydwie te organizacje włączyły do swojego programu rozważania nad europejską polityką obronną. Francja wówczas popierała niemieckie propozycje, jednak w opozycji stała Wielka Brytania, która nie chciała włączać UZE do UE, lecz ustanowić w ramach NATO specjalny europejski filar, będący do dyspozycji UE.

Na spotkaniu Rady Europejskiej w Kolonii w dniach 3-4 czerwca 1999 r. przywódcy państw UE przyjęli deklarację o umacnianiu wspólnej europejskiej polityki w dziedzinie bezpieczeństwa i obrony, w której oświadczono, że UE musi móc w pełni decydować o prowadzeniu operacji zapobiegania konfliktom i zarządzania kryzysowego, dlatego powinna dysponować swoimi siłami, które będą działać niezależnie od NATO. UE miała przejąć od UZE funkcje operacyjne, m.in. misje petersberskie, jednak również potwierdzono rolę NATO jako najważniejszego elementu wspólnej obrony.

Doktryna polityki obronnej Niemiec, oparta jest na podstawowym dokumencie określającym cele polityki obronnej Niemiec i jakie opublikowany został przez niemieckie Ministerstwo Obrony w maju 2003 r. w tzw. wytycznych działania (Verteidigungspolitische Richtlinien, dalej: VR). W szóstym rozdziale tego dokumentu, definiującym „pryncypia i interesy” RFN, wskazano, iż podstawą bezpieczeństwa państwa są zarówno utrzymanie partnerstwa transatlantyckiego, jak i rozwój wspólnej europejskiej polityki bezpieczeństwa i obrony (WEPBiO). Określono w nim również, iż NATO oraz militarna obecność sił amerykańskich w Europie są nieodzowne dla utrzymania bezpieczeństwa na kontynencie. Wspólna europejska polityka bezpieczeństwa i obrony ma być nie tyle konkurencją dla Sojuszu Północnoatlantyckiego, ile jego „niezbędnym uzupełnieniem” (notwendige Ergänzung), bezpieczeństwo obywateli zaś może być zapewnione wyłącznie przez uczestnictwo Niemiec w obu tych instytucjach. Dlatego Niemcy będą dążyć do rozwoju zarówno WEPBiO jak i NATO oraz przyczyniać się do poprawy skuteczności ich reagowania. Przytoczone założenia zostały rozwinięte w szczegółowych dyrektywach (rozdział VIII VR) dotyczących funkcjonowania sił zbrojnych. Ich struktura i zasoby mają służyć w pierwszej kolejności wypełnianiu zobowiązań wynikających z członkostwa w NATO i UE. Wg omawianej doktryny, użycie wojsk poza granicami kraju dopuszcza się jedynie w sytuacji prowadzenia działań przez te dwie organizacje, pod warunkiem zagwarantowania mandatu ONZ lub OBWE na ich przeprowadzenie. Jedynymi wyjątkami od tej zasady mogą być operacje związane z ewakuacją własnych obywateli lub „operacjami ratunkowymi”.

Co to praktycznie oznacza?

Ano ni mniej ni więcej tylko tyle, o czym powiedziałem już w poprzednim odcinku. Aby „NATO” mogło zareagować – niezbędne jest wcześniejsze uzyskanie mandatu ONZ lub OBWU, zaś to, jak się ten mandat uzyskuje w sytuacji gdy istnieje zagwarantowane np. dla ROSJI prawo weta – pozostawię już bez komentarza.

Czy śp. Pan Prezydent L. Kaczyński o tym wiedział?

Proszę mi wybaczyć to retoryczne skądinąd pytanie, bo przecież jako zwierzchnik sił zbrojnych RP wiedzieć oczywiście musiał. Wiedzieć to jedno, a zdawać sobie sprawę z wynikających z tego tytuł zagrożeń to drugie ale i na tym polu nie można MU było nic zarzucić.

Jako jeden z nielicznych polityków, zdawał sobie również sprawę z faktu, iż sama przynależność Polski do struktur UE oraz NATO nie rozwiązuje w sposób bezpośredni żadnego z problemów z jakimi styka się na co dzień lub zetknąć się może w przyszłości Polska jako państwo zarówno w sferze gospodarczej jak i militarnej. Polityka gospodarcza UE to jedynie hasło, albowiem zawsze jako pierwszoplanowe rozgrywane będą interesy jej najbogatszych członków, zaś myślenie inne niż przedstawione w tym momencie, traktowane być może jedynie w kategoriach utopii lub jak kto woli pobożnych życzeń.

Spośród wszystkich państw starej UE, to właśnie Niemcy choć nieoficjalnie, najbardziej obawiały się włączenia Polski do jej struktur. Oficjalnie zaś - robiły jednak dobrą minę do złej gry. Zaszłości historyczne zarówno pomiędzy Polską i nimi samymi jak i Polską a Rosją z pewnością nie nastrajały wizji wzajemnych i przyszłych kontaktów nad wyraz optymistycznie tym bardziej – że już od dawna niemiecka polityka wobec Rosji choćby tylko w sferze gospodarczej odbywała się ponad głowami Polski zupełnie tak – jakby wciąż i w sposób nieomal doskonały funkcjonował niegdysiejszy pakt Ribbentrop Mołotow.

Z takiego właśnie założenia wychodził również śp. Prezydent, dlatego sprawy bezpieczeństwa Polski traktował w sposób priorytetowy, zaś z pośród największych zagrożeń nad jakimi skupiał On swą uwagę – to sprawa o najbardziej kluczowym zagadnieniu czyli bezpieczeństwu energetycznemu państwa

Trzymanie przeciwnika w tzw szachu– to utrzymywanie kontroli nad jego ruchami. Ta podstawowa strategia „królewskiej gry” nie obca jest również politykom. Nie obca tym bardziej, iż pamiętać należy że za nimi (politykami) stoi największy partner jakim jest przedsiębiorczy kapitał. Tymczasem, położenie geograficzne Niemiec pod kątem wymiany gospodarczej z Rosją w momencie wejścia Polski do UE, stało się niejako z automatu taką samą zmorą, jak dla Polski położenie geopolityczne z czasu gdzie wschodnią i zachodnią część Berlina odgradzał betonowy mur. Co prawda głos Polski na arenie UE nie odbywa się z mocą równą głosowi niemieckiemu, nie mniej – wspólna polityka UE w stosunku do państw ościennych zaczęła od tego momentu przynajmniej w sposób formalny obowiązywać.

Celowo użyłem tutaj sformułowania „w sposób formalny”, bo przecież nie było to tajemnicą poliszynela – że wzajemne kontakty bezpośrednie pomiędzy Rosją a Niemcami utrzymywane były w dalszym ciągu.

Zdawał sobie z tego sprawę również śp. L. Kaczyński, dlatego sprawy związane z dywersyfikacją dostaw gazu ziemnego i ropy naftowej, pomimo braku prerogatyw ze strony ówczesnego premiera - stały się niejako oczkiem w głowie jego zabiegów. O jego podróżach z tym związanych, pisałem ogólnikowo już wcześniej w notce Litwa i NATO (  http://lubczasopismo.salon24.pl/tematydnia/post/419452,litwa-i-nato ) gdzie zainteresowanych tematem odsyłam.

Gdyby szukać odpowiedzi na pytanie o rolę Polski w NATO zwracając jedynie uwagę na kontekst krajów członkowskich UE – to rola ta mogła by być oceniana jako marginalna i to z wielu powodów o których nie będę się tu rozpisywał, albowiem wymagałoby to szerszego ujęcia tematu. Nieco inaczej jednak wygląda ta rola z perspektywy NATO jako całości, a więc udziału w tym pakcie USA, choć i tutaj, nieodpowiedzialna polityka tego kraju w relacjach z Rosją nie stawia nas w nadzwyczaj korzystnym świetle pomimo ślepego wciąż zaangażowania polskiego wojska jako niezłomnego sojusznika kraju z za oceanu. Nie od rzeczy będzie również wspomnieć o znaczącej redukcji naszych wpływów z powodu utraty w smoleńskim spektaklu wielu oficerów o ugruntowanej i mocnej w NATO pozycji. W tym samym też kontekście, dosyć intrygującą może być próba znalezienia odpowiedzi na następujące pytanie:

Co by się stało, gdyby 10 kwietnia 2010r. Polska zwróciła się z oficjalną notą do NATO wyrażając w niej prośbę o wsparcie w sprawie ataku na polski samolot z prezydentem i natowskimi oficerami na pokładzie, i jakie mogłybyć z tego tytułu reperkusje? Jak zachował by się w tym momencie Admirał James G. Stavridis z amerykańskiej US Navy? – czy też nota ta wylądowała by na biurku Duńczyka Andersa Fogha Rasmussena – sekretarza generalnego?

Oficjalnie Amerykanie, ustami doradcy Obamy do spraw bezpieczeństwa narodowego Bena Rhodesa oznajmili, że ani Stany Zjednoczone ani NATO w owym czasie nie prowadziły, jak też i nie miały planów prowadzenia osobnego dochodzenia. Jedyne zaś co? – to wyraziły chęć udzielenia ew. pomocy technicznej w śledztwie i jak osobiście sądzę, motywacje takiej decyzji mogłybyć dwojakiego rodzaju. Albo chęć udzielenia pomocy w zatuszowaniu prawdy, albo pozyskania dla własnych potrzeb  informacji, jakimi metodami dokonano ataku  Tak więc odpowiedź na tak postawione pytanie nasuwa się raczej sama.

Czy takie właśnie a nie inne stanowisko USA zajęło dzięki lipcowym uściskom Obamy w 2009r na kremlu – trudno powiedzieć, jednak fakt, iż prezydent Ameryki oddał w tym samym czasie Ukrainę i Gruzję w orbitę  sowieckich wpływów jest aż nader wymowny, że o likwidacji planów tarczy antyrakietowej  w Polsce kilka miesięcy później już nie wspomnę.

10 kwietnia 2010 roku nie potrzebny był więc pretekst. Ten – dzięki aktywnej polityce wschodniej śp. Lecha Kaczyńskiego był aż nadto wymowny. Potrzebna była jedynie okazja – bo przecież nie można było tak ot, pif paf i po krzyku. Inscenizację zaś tego spektaklu należało przygotować tak, aby scena, owiana była mgłą arcyboleśnie prostej tajemniczości, i aby spektakl ten – trwał możliwie jak najdłużej.

Najdłużej?

Z prostego powodu, ale o tym właśnie, jak i dalej idących konkluzjach – już w następnym odcinku.

Zapraszam   

chips
O mnie chips

Mężczyzna, 56 lat

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka